czwartek, 28 stycznia 2010

też macie tak?

Też macie tak, że jak coś wam się wyjątkowo kulinarnie uda to jest tego za mało? Ja mam tak zawsze z zapiekankami warzywnymi.... Jak za nic w świecie nie chce mi wszystko zmięknąć, bo np nie taki gatunek ziemniaków, to mam jej dużo... a jak tak jak np dzisiaj, wszystko mięciuteńkie, odpowiednio doprawione, bakłażan jak masło, serek nie przypieczony, to nie wiadomo kiedy się zjadło? Może jakieś krasnoludki podjadają cichaczem z talerza niezauważenie?

Dzisiaj zapadam się w swoją prywatną czarna dziurę, może dawka kalorii z zapiekanki trochę pomoże albo zepchnie jeszcze głębiej... bo w końcu każde dodatkowe kalorie, to kolejny krok do pozostania wielorybem na wieczne czasy. A a'propos kalorii.... to wkurzające jest to, że np gazeta wyborcza daje w jednym dniu dodatek - przekąski i dania na karnawał i jako bonus tabelę kaloryczną. Znaczy co? Pooglądaj obrazki, ale nie jedz?

środa, 27 stycznia 2010

plackowe wariacje

Ponownie zainspirowaną swego czasu przez Hafiję, zagnało mnie dzisiaj do kuchni i powstała wariacja na temat Hafijowych i moich placków ziemniaczanych :)
Z moich jest cebulka, śmietanka i żurawina, a z Hafijowych serek i szynka :)

Ingrediencje:
  • 1 kg ziemniaczków
  • 1 cebulka
  • 3 łyżki mąki
  • sól, pieprz
  • 1 jajko
  • śmietana
  • żurawina w słoiczku
  • żółty ser i szynka
  • olej do smażenia
Jak robimy:
Ziemniaki obieramy, myjemy i ścieramy albo jak ja wrzucamy do blendera, tak samo czynimy z cebulką. Do tej pulpy dodajemy mąkę jajko, przyprawiamy solą i pieprzem. Na tarce z grubymi oczkami ścieramy żółty ser i kroimy szynkę na paseczki. Rozgrzewamy olej na patelni i smażymy. jak usmaży nam się jedna strona, przekręcamy i kładziemy już na tej usmażone kawałek szynki i troszkę serka. Dosmażamy. odsączamy na ręczniku papierowym z nadmiaru tłuszczu, układamy na talerzyku i polewamy śmietaną z łyżką żurawiny na wierzchu.


Pycha!
Smacznego!!!

poniedziałek, 25 stycznia 2010

milusio


Dostałam wyróżnienie, bardzo mi Agatko miło z tego powodu :)

Ja również przekazuję je dalej, do:
Alizee Hafiji Zuzi
i Ani

niedziela, 24 stycznia 2010

ratowanie wazonu

Już jakiś czas się do tego zabierałam. Ale od początku, hodowałam bambusa - takiego tyczkowatego z Ikei. I tak sobie rósł i rósł przez jakieś 10 lat - gałązka z listkami wyrosła mi na jakiś metr. Stał sobie spokojnie w wazonie z wodą, dekoracyjnie były w nim jeszcze szkiełka, aż któregoś dnia patrzę a łodyga cóż... złamała się i tak bambus dokonał żywota. A pozostał po nim tylko wazon z lekka zakamieniony na górze - żadna próba odmycia tego paskudztwa nic nie dała, więc postanowiłam to zamaskować... próba wykonana, efekt mizerny.

Postanowiłam jednak nie malować moich aniołków, bo brakuje mi farby takiej, która dała by efekt szkliwienia, więc pozostaną lekko mieniące się i tyle, jednego umieściłam w ramce która zawiśnie miedzy rodzinnymi zdjęciami, jak w końcu je wywołam i oprawie ;) - oczy aniołka wyszły upiornie na zdjęciu - w naturze są to po prostu perełki, w dodatku w kolorze perłowym

A na kolacje chlebki pita z kurczaczkiem i sałatką.....

oraz chlebek z dzisiejszego wypieku....


piątek, 22 stycznia 2010

przedweekendowo

Za oknem słonko jak marzenie, świeci jak na wiosnę, cudnie, błękitne niebo, biały śnieg odbijający promienie..... ślicznie, tylko zimno ;)
Mąż dzisiaj w pracy do nocy siedzi, a ja zainspirowana przez Liskę, postanowiłam zrobić niespodziankę na weekendowe śniadanka i spróbować swoich sił i upiec chałkę "do dżemu", co prawda ja uwielbiam słodką chałkę np z żółtym serem, ale z dżemem domowej roboty będzie pycha :) i maluch pewnie też w niej zasmakuje, bo chlebek to wcina że aż mu się uszka trzęsą :)

A oto i przepis z bloga Liski:

Chałka
2 sztuki (mi wyszły 3 i to dość spore)

Ingrediencje:
  • 30 g świeżych drożdży
  • 400 ml ciepłej wody
  • 90 g cukru
  • 1 łyżka soli
  • 850 g + 150 g mąki
  • 3 jajka, lekko roztrzepane
  • 100 g masła roztopionego w garnuszku i ostudzonego
  • do posmarowania: 1 jajko + 1 łyżeczka wody
  • do posypania: mak lub sezam (ja nie sypałam)
Przygotowanie:

Drożdże umieścić w misce, zalać ciepłą wodą i wymieszać. Kiedy się rozpuszczą, dodać 850 g mąki, cukier, sól. Cały czas mieszając dodawać następnie jajka i masło. Dobrze wyrobić ciasto i powoli dodawać kolejne 150 g mąki - czasem należy jej dać mniej, innym razem więcej. (mi wyszło troszkę więcej). Wszystko zależy od tego, jakiej konsystencji jest ciasto - powinno być dosyć luźne i elastyczne, ale niezbyt klejące. Nie może też być zbite.
Kiedy ciasto zacznie odstawać od ścianek miski, wyjąć je na blat i wyrabiać kolejne 5-10 minut. Uformować kulę, lekko spryskać ją olejem i włożyć do miski na 2 godziny. W tym czasie należy ciasto 2 razy odgazować wbijając w nie pięść.

Po wyrośnięciu ciasto podzielić na 2 części (ja podzieliłam na 3). Każdą część podzielić na 4 lub 6 części. Z części uformować wałki i zapleść z nich chałki. Chałki przełożyć do foremek wysmarowanych oliwą. Przykryć folią i odstawić do wyrośnięcia na 30-40 minut. Kiedy wyrosną, posmarować jajkiem wymieszanym z wodą. Można posypać makiem lub sezamem.

Piekarnik nagrzać do 180 st C.

Wstawić chałki i piec ok. 30-40 minut, w miarę potrzeby przykrywając podczas pieczenia folią aluminiową (ja nie musiałam - piekłam na niskim poziomie piekarnika - w termoobiegu).

Smacznego!

Dzień Babci i Dziadka


Zawsze się zastanawiałam dlaczego one muszą być oddzielnie i to dzień po dniu, przecież i tak jeśli mamy oboje dziadków to obchodzimy te święta łącznie. I właśnie my świętowaliśmy wczoraj :) były babeczki z budyniem i śledziki po japońsku na kolację. A najważniejszy prezent..... nasz Bąbel zrobił pierwsze swoje trzy samodzielne kroczki - specjalnie w prezencie dla Dziadków :):)

I znowu natchnięta przez Hafiję zrobiłam domowy smalec :)
Mój w składzie tym razem troszkę inny, bo słoninka to wiadomo (ok. 0,5kg), duża cebulka uduszona oddzielnie i majeranek. W końcowej fazie wszystko wymieszane i przelane do miseczki. Następnym razem troszkę zmodyfikuję :) Jeszcze tylko ogórki kwaszone trzeba kupić, bo własnych brak i bedzie pycha na domowym chlebku :)

Wersja zaraz po nalaniu do miseczki

środa, 20 stycznia 2010

tadam!! babeczki upieczone

No i jak zapowiedziałam tak zrobiłam, upiekłam babeczki z budyniem waniliowym (poszłam na łatwiznę i dałam gotowy - ale wiadomo dla ambitnych można i samemu robić )
Przepis wzięłam stąd, ale przytoczę go żeby nie musieć potem szukać :)

Ingrediencje:
  • 30 dag mąki
  • 15 dag masła
  • 5 dag cukru pudru
  • 2 łyżki śmietany
  • 3 żółtka
  • budyń waniliowy (+ mleko 0,5l do jego zrobienia)
Jak robimy:
Wszystkie składniki ciasta zarabiamy na elastyczne ciasto. Wałkujemy na grubość około 3 mm, wykrawamy krążki i wylepiamy nimi foremki na mini babeczki (lub jak w moim przypadku na muffiny 5cm - wyszły mi 24 babeczki, ale dość płaskie, następnym razem wylepię je wyższe). Z ciasta wykrawamy także krążki do “zamknięcia” babeczek (o średnicy mniejszej niż, te które były jako spody). Foremki wylepione ciastem wsadzamy na czas przygotowania budyniu do lodówki.

Ciepłym budyniem napełniamy babeczki i przykrywamy krążkami ciasta, krążki lekko przyklejamy do brzegów babeczek aby budyń podczas pieczenia nie wypłynął.

Pieczemy w 190 stopniach przez 20 minut.


Pyszności!
Smacznego!!!

pyszności

Postanowiłam dzisiaj przetestować marynatę od żeberek, o których pisałam tutaj, w nieco innym wydaniu. Do wszystkiego co było w tamtym przepisie na marynatę dodałam jeszcze porządną łyżkę miodu (wielokwiatowego, dość delikatnego w smaku) i całą marynatą zalałam 6 pałek kurczakowych. Marynowało się całą noc, a potem piekło dość długo bo 1,5h, ale za to tylko w 150 stopniach. Wyszło boskie, mięsko rozpływało się w ustach, odchodziło od kostki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :) cudo.....

A za chwilkę zabieram się za babeczki budyniowe, na które natchnęła mnie Hafija, opowiadając jak to z samego ranka zanęciły ją w pracowym bufecie... postanowiłam spróbować swoich sił :)

czwartek, 14 stycznia 2010

niedziela, 10 stycznia 2010

orkiestrowa niedziela

Dzisiaj XVIII finał największej orkiestry na świecie. Pamiętam ten pierwszy sprzed 18 lat. Było pioruńsko zimno, za oknem -17 stopni, całą rodziną oglądaliśmy relację w telewizji. I nagle moja Mama mówi - pojedźmy tam, przecież to blisko. Impreza odbywała się w nieistniejącym Krikolandzie - wesołym miasteczku na pl. Defilad. Tata popukał się w czoło no bo gdzie w taką zimnicę wieczorem się wybierać, ale ubrał się odkopał naszego wówczas chrabąszcza garbuska i pojechaliśmy.... jakież to emocje i wspomnienia :) Mama nawet się dla tv wypowiadała jaka to piękna akcja... tyle lat.... jak urodził się Bąbel na każdym sprzęcie w szpitalu było serduszko... bez nich w szpitalach dziecięcych byłyby chyba tylko łóżka.....
Dziękujemy i wspieramy.



A teraz już tak przyziemnie, obiadek zgodnie z planem - żeberka Nigelli...
BOSKIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Palce lizać..... Będzie to pewnie jeden z moich ulubionych przepisów (mimo, że do tej pory nie lubiłam żeberek)



Ingrediencje:
  • 125ml chińskiego słodkiego sosu chilli
  • 60ml sosu lub konfitury żurawinowej (ze słoika)
  • 60ml ciemny słodki sos sojowy (dałam po prostu ciemny sos sojowy)
  • 1 klementynka, sok i wyciśnięte skórki (dałam pomarańcz i bez skórki)
  • 1 limonka, sok i wyciśnięte skórki (dałam sok z cytryny bo limonki nie dostałam)
  • 15-20 wieprzowych żeberek (miałam 12)
Jak robimy:
Mieszamy składniki marynaty i wrzucamy pokrojone na kawałki żeberka . Zamarynowane kładziemy na płasko w jakimś naczyniu. Wstawiamy do lodówki najlepiej na noc aby się zamarynowały.
Po nocy, wyciągamy :) nagrzewamy piekarnik do 180 stopni, wstawiamy żeberka i pieczemy 1h, następnie zwiększamy temperaturę do 200 stopni i pieczemy jeszcze 20-30 minut, aż sie ładnie zrumienią i będą kleiste.

Smacznego!!!

ps. to ciemne to nie spalenizna tylko marynata żurawinowa :)

sobota, 9 stycznia 2010

pracowity dzień

Mimo zamieci, zawiei i gór śniegu wybraliśmy się dzisiaj na wielkie zakupy, bo w lodówce tylko światło ;) Bąbla zostawiliśmy z Dziadkiem, coby dodatkowo sobie tych zakupów nie utrudniać :)
A po powrocie i ponownym odkopaniu samochodu i garażu wzięłam się do kuchareczkowania :)
Zamarynowałam żeberka na jutro wg przepisu Nigelli - szczegóły jutro :) i......... upiekłam pierwszy w swoim życiu chleb.....
Wyszedł pycha........ będę piekła chyba co tydzień :)


Ingrediencje:
1 litr mocno ciepłej wody (ok.50st.C)
50 g świeżych drożdży
1 kg mąki pszennej (lub jak kto woli z dodatkiem otrąb lub mąka razowa wymieszana ze zwykłą)
1 czubata łyżka soli
2-3 łyżki stołowe oliwy
masełko do wysmarowania foremek (2 wąskie, 30-40cm) i bułka tarta do ich posypania
ew. dodatki, np. pestki słonecznika lub sezam lub kminek, zioła, cebulka itp

Jak robimy:
Do dużego naczynia (ok 4l) wlewamy mocno ciepłą wodę i rozpuszczamy w niej drożdże . Wsypujemy mąkę,mieszamy na jednolita masę (ja robiłam to trzepaczką). Wsypujemy czubatą łyżkę soli, wlewamy na oko oliwę (ze dwie-trzy łyżki stołowe). Odstawiamy na pół godziny w ciepłe miejsce - zwiększy swoją objętość 2-2,5 razy.
Foremki - 2 keksówki 30-40cm smarujemy masłem i dokładnie posypujemy bułką tartą. Przekładamy wyrośnięte ciasto. Włączamy piekarnik z termoobiegiem na 250 stopni, po kilku minutkach wstawiamy chlebki na 45 minut (w połowie pieczenia możemy przykryć żeby się nie przypaliły lub piec na niskiej półce)
Ciasto jest dość rzadkie, mi wyszło takie do nakładania większą łyżką, ale rośnie pięknie.

Przepis wzięłam stąd -> Chleb - najprostszy przepis -bez wyrabiania

czwartek, 7 stycznia 2010

domowa pizza mojego Męża

Wczoraj nasz Bąbel skończył 10 miesięcy, z tej oto okazji mój Mąż zrobił kolacyjkę dla nas i moich rodziców.
Kolacyjka to jego popisowa pizza :)
Wychodzi mu zawsze rewelacyjna a roboty tyle co nic, bo to pizza bez drożdży.


Ingrediencje:
2 szklanki mąki
1/3 szklanki oliwy lub oleju
2/3 szklanki mleka
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
sól, pieprz, oregano
i to co na wierzchu sobie życzymy :)

Jak robimy:
Najłatwiej na świecie, wszystko co płynne wlewamy do miski, dosypujemy to co sypkie, powoli żeby nam się za wielki klajster nie zrobił :) wyrabiamy wszystko łapką i gotowe. Wałkujemy na cienki placek i przekładamy do wysmarowanej oliwą i posypanej leciutko mąką formy.

Sos: koncentrat pomidorowy + ocet winny + sól + pieprz + oregano +s zczypta cukru - wszystko mieszamy i podgrzewamy żeby się ładnie połączyło (w wersji szybkiej używamy po prostu koncentratu)

Ułożony placek smarujemy sosem i układamy co chcemy i pieczemy około 30 minut (tak na oko, żeby sera nie spalić)

Całości prezentuje się jak na fotce, po upieczeniu nie zdążyłam cyknąć bo mi za szybko zjedli ;)

Smacznego :)


sobota, 2 stycznia 2010

pierwsze koty za płoty

Postanowiłam ozdobić okładkę albumu mojego Bąbla...
Wyszło jak wyszło
Wprawy nie mam żadnej, niestety, może następnym razem będzie lepiej :(
A w dodatku zdjęcia fatalnej jakości.
Wszystko pod górkę





A w dodatku zarówno ja jak i Bąbel jesteśmy pociągający. Ja sobie jakoś radzę ale mój Marudek wcale, nosa sobie nie da wytrzeć, kropli nie da wpuścić tylko mendzi, a że mówić jeszcze nie umie to wyje do księżyca, szlocha, spazmuje i w ogóle daje do zrozumienia jak mu się ten świat nie podoba....
Byle do wiosny
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...